Łukasz Guzek   JEST JAK JEST <<< •  

tekst był publikowany w: folder z wystawy, ODA Piotrków Trybunalski, 18 czerwca 2009


Łukasz Guzek: Czy pamiętasz początki swojego performance?

Jan Świdziński: Nie pamiętam, nigdy nie robiłem kroniki swoich performance. Przeważnie odbywały się one z okazji festiwali, albo otwierałem wystawy performancem. Objechałem wszystkie festiwale na świecie. Organizowałem je także tutaj i przez to Polska stała się ważnym centrum performance.

Ruch performance w Polsce zaczął się od festiwalu IAM w 1978, który zrobiła galeria Remont, z którą ściśle wtedy współpracowałem, a jej kierownikiem był Henryk Gajewski. Ponieważ formalnie była to galeria studencka, a ja czy Dłubak byliśmy starsi, mogliśmy więc tylko doradzać, z tyłu kierowaliśmy tym przedsięwzięciem.

Pierwszy z moich performance wyglądał tak, że otoczyłem się krzesłami i następnie te krzesła porozrzucałem. Wtedy miało to wymowę polityczną - że musimy się wyzwolić od tego, co nas otacza. Było to w 1976 roku w Krakowie, w Galerii Krakowska Kuźnica, lewicującej, prowadzonej przez nie żyjącego już Andrzeja Urbańskiego. Potem w 1980 roku jeszcze brałem udział w robionym przez niego festiwali "Kontakt. Od agitacji do kontemplacji", też w Krakowie. W 1979 robiłem performance w Kanadzie. Spotkanie zorganizowali Francuzi z kolektywu L'Art Sociologique pracujący w Calgary. Wtedy wydano tam moją książkę "Art, Society and Self-consciousness". Stamtąd pojechałem do Western Front w Vancouver. W 1985 roku byłem w Western Front i w Halifax, gdzie mój pobyt zorganizował Bruce Barber. W Polsce moim ważnym performance było "Zamazywanie" w Lublinie w 1984 roku. Zamazałem tekst napisany na ścianie, co miało też wydźwięk polityczny. W latach 80 zacząłem robić więcej performance. Zająłem się performance z jednej strony ze względu na moją teorię kontekstualną, ale też ze względu na moje doświadczenia z tańcem, czyli ruchem ciała, gestem i za pomocą tych środków robiłem performance.

U mnie tekst, instalacja, zdjęcia i wystawa z tego wynikająca, oraz działanie na żywo tworzy całość. Ale to charakterystyczne dla obecnej sztuki.

Ł.G.: W swoich tekstach kilkakrotnie wspominasz, że performance jest dla Ciebie najważniejszą praktyką.

J.Ś.: Tak, ponieważ odwołuje się on do samych początków sztuki, gdy sztuki w naszym rozumieniu jeszcze nie było. Sztuka obejmuje dwa rodzaje działań ludzkich - jedne są nastawione na wyprodukowanie czegoś, a drugie na wyrażenie czegoś i porozumienie z innymi, np. za pomocą gestów, albo na poziomie bardziej skomplikowanym za pomocą słów i języka. Od starożytności wyrażaliśmy np. prośbę do bogów o wsparcie, oszczędzenie właśnie w ruchu. Najstarszą formą wyrazu jest taniec, korowody otaczające ołtarz, ludzie podnoszą ręce w geście modlitwy, odbywają procesje. Te rytuały są rytmizowane muzyką, która porządkuje, koordynuje, gdyż wszyscy w jednym czasie muszą coś wykonać. Do tego dołącza się wypowiedź słowna. Grecy widzieli tą zbieżność między słowem, muzyką i tańcem. Było to coś różnego do techne, czyli wyrabiania czegoś, np. rzeźb czy obrazów. Ich punkt widzenia nie był dziwaczny, gdyż wytwarzanie czegoś i wyrażanie to dwie różne dziedziny. Połączenie w jedność tych działalności w sztuce nastąpiło dopiero w XVIII wieku. Łatwiej więc per analogiam zrozumieć to, co dzieje się w sztuce teraz, między performance a muzyką, poezją dźwiękową, to co robił Cage, jest to bliskie także instalacji i innych tego typu form. Nasze dzisiejsze odejście od sztuki, nie jest odejściem od sztuki w ogóle, ale od sformalizowanej sztuki.

Ł.G.: Mówiłeś też, że performance jest kluczową praktyką sztuki kontekstualnej...

J.Ś.: Jaka jest zasadnicza różnica między sztuką dziś, a sztuką dawniej - otóż dawniej rolą widza było rozpoznać to, co artysta chciał powiedzieć. Widz czy słuchacz nie miał roli czynnej tylko bierną. Dziś ma rolę czynną. Albo się go włącza, jak czasem w performance, albo zostawia swobodę interpretacji. Może on coś dla siebie w sztuce znaleźć. Ponieważ wszystko szybko się zmienia, nasze spotkania są krótkie, to liczy się miejsce, atmosfera, czas; nie jakiś byt trwały, ale bycie w danym momencie, tu i teraz. A także ocena i czucie tego, co jest teraz. Nie dyskutujemy o wartościach, nie mówimy co jest właściwe a co nie. Każdy ma swoje kryteria i nie podlegają one ocenie, bo nie mamy wspólnego punktu widzenia. Owszem, coś się nam podoba lub nie, ale to nasza prywatna sprawa. Nie mamy wspólnego języka. Spotykamy ludzi różnych kultur. Sztuka działa teraz, w tej chwili - wywołuje pewien stan emocjonalny, z czymś się kojarzy. Sami konstruujemy rzeczywistość, niekoniecznie zgodną z tą w której wcześniej funkcjonowaliśmy. Tak jest na festiwalach performance.

Ale i nasza rzeczywistość taka właśnie jest - performensowa. Pamiętam jak byłem w Nowym Jorku to przychodził do nas artysta, który chodził cały czas z długim kijem pomalowanym w kolorowe pasy. Takie było jego działanie. To był Andre Cadere. Wymienia go Paul Ardenne w swojej książce "Sztuka kontekstualna" jako przykład interwencji w rzeczywistości miejskiej. U nas takie interwencje mieście robiła Akademia Ruchu. Inny przykład: dziś łatwo robi się filmy. Nie zajmujemy się mechanizmem powstawania filmu, jak w strukturalizmie, ale tym jak uchwycić moment rzeczywistości. Ta działalność ma performansowy charakter, czyli chwilowy. Inny przykład to instalacje - artysta dziś tym się różni od artysty pierwszej połowy XX wieku, że nie stara się zrobić czegoś ładnego, a wręcz przeciwnie - bo piękno nie jest dziś tematem sztuki. Duchampowskie ready made są też performansowymi gestami. Dziś uznajemy za sztukę bardzo różne rzeczy.

Rozmowa przeprowadzona w Warszawie 10 czerwca 2009 r.

•   drukuj - 2 str.   •