katalog wystawy, galeria DAP, Warszawa, grudzień 1995 <<< •  

W "Śniadaniu mistrzów" Kurta Vonneguta jest historyjka o artyście, który namalował obraz - pomarańczowy pasek na zielonym tle - nazwał go "Kuszenie Świętego Antoniego". Na pytania kim był święty Antoni i dlaczego ktoś go kusił odpowiadał - nie wiem i nie chcę tego wiedzieć. Nie jest to mój przypadek i nigdy nim nie był. Nie jest prawdą, że zacząłem od manifestu "Sztuka iako sztuka kontekstualna", choć od tego zaczyna się obecna wystawa obejmująca okres ostatnich 20 lat. Zaczynałem o wiele wcześniej, jako malarz. Malarstwo było mi bardzo bliskie i nadal pozostaje. Z własnego wyboru poszedłem do pracowni kapisty, profesora Cybisa. Otrzymałem solidne wykształcenie i znalazłem się w dobrze uporządkowanym świecie sztuki, w którym rządzą jasne, wszędzie i zawsze obowiązujące zasady. Sztuki, która - jak proponował Matisse - była wygodnym fotelem, z którego można kontemplować otaczający nas świat. Niestety, niezbyt wówczas dla mnie przyjazna, rzeczywistość szybko usunęła mi ten fotel spod siedzenia.
Wcześnie zaczęły do mnie docierać z Zachodu pisma i książki, które mi przysyłano. To co w nich czytałem i oglądałem również nie miało nic z atmosfery kontemplacji świata z pozycji wygodnego fotela. Drippingi Jacksona Pollocka w Nowym Jorku, a we Francji - tej ostatniej ostoi dobrej sztuki - Yves Klein. Sztuka zaczynała sprawiać wrażenie psa na smyczy, który usiłuje oderwać się od swego pana. Czuło się, że w pewnym momencie mu się to uda. Póki co pies awangardowy odwracał się, chwilami szczekał, szczerzył zęby. Stale jednak była ta długa linka, która go łączyła z dobrą, zawsze i wszędzie obowiązującą koncepcją sztuki modernistycznej, której korzenie tkwiły gdzieś w Renesansie.
Z początkiem lal 60-tych pojawił się ruch Fluxus, z którego wieloma artystami zawarłem później przyjaźń. Potem Minimal Art. W roku 1967 jeden z członków tej grupy: Sol LeWitt ogłosił w Art Forum "Paragrafy sztuki konceptualnej", postulując unikanie w sztuce eksponowania cech materialnych gdyż: "odciągają od zrozumienia idei".
Żeby być zegarmistrzem, trzeba wiedzieć co to jest zegarek, żeby być artystą trzeba wiedzieć co to jest sztuka - tak mi się wydawało w odróżnieniu od Karabakiana ze "Śniadania mistrzów".
W roku 1969 Joseph Kosuth ogłosił słynny tekst "Sztuka po filozofii", określając stanowisko "czystego konceptualizmu". I tak fakt zerwania się sztuki ze smyczy stał się oczywisty. Czy dokonała tego sama sztuka przez swoją szarpaninę? I tak i nie. Nie, bo jak zauważył Baudrillard cała nasza kultura przeszła z widzenia świata w kategoriach zauważalnych gołym okiem analogii do ukrytych relacji homologii. Konsekwentnie i w sztuce: materialne cechy dzieła, a więc to co widzimy, przestało być najistotniejsze.
Maciunas z grupy Fluxus twierdził, i wszyscy się z tym zgodzili, że wypicie szklanki wody przez artystę jak i namalowanie obrazu może być sztuką. Podobnie mógłby powiedzieć Marcel Duchamp. A więc wszystko może być sztuką. Oznaczało to de facto zanegowanie istnienia sztuki, jako odrębnej dziedziny. A jednak, praktyka codzienna mówi nam, że sztuka nadal istnieje i nie zamierza się bynajmniej zdematerializować.
W 1970 roku napisałem artykuł p.t. "Spór o istnienie sztuki", który wywołał - ku mojemu pewnemu zaskoczeniu - duże zainteresowanie, szczególnie wśród młodych (wchodzili dopiero w życie artystyczne i łatwiej godzili się z faktem poruszania się bez smyczy). Artykuł zawierał znane skądinąd wątpliwości. Brakowało jednak w nim pozytywnych wniosków. Do wniosków doszedłem parę lat później formułując tezy swego manifestu p.t. "Sztuka jako sztuka kontekstualna". Powstał on jako dyskusja ze stanowiskiem zajętym przez artystów sztuki konceptualnej, jako polemika z kosuthowska "Sztuką po filozofii".
Tezy sztuki kontekstualnej ogłosiłem w Polsce w 1975 roku, a drukiem po angielsku w 1976 roku w Szwecji. W końcu tego roku stały się one tematem międzynarodowej konferencji w Toronto, gdzie wywiązała się dyskusja między "Art and Language" z Nowego Jorku z Kosuthem na czele, a mną i wspierającą moje stanowisko grupą "L'Art Sociologique" z Paryża oraz Kanadyjczykami. W rezultacie jednak wszyscy zgodziliśmy się w zasadniczych kwestiach. Z Kanady pojechałem do Stanów by wspólnie pracować z Kosuthem i artystami tej orientacji. Rok później wziąłem udział w kolejnej konferencji, zorganizowanej tym razem przez "L'Art Sociologique" w Paryżu. Następnym spotkaniem była, w Warszawie w Galerii Remont, Konferencja p.t. "Sztuka jako działanie w kontekście rzeczywistości". Wzięli w niej udział artyści i teoretycy z 35 krajów. Zakończyło się zawarciem formalnego porozumienia o wspólnym działaniu polsko-kanadyjskiej grupy kontekstualnej, "Collectif d'Art Sociologique" z Francji i "Arto de Systema in Latina America". Ten sukces sztuki kontekstualnej, jak łatwo się domyślić, stał się jednocześnie początkiem jej kłopotów, ataków z lewa i z prawa. Zgodnie z założeniami sztuki kontekstualnej zorganizowaliśmy wspólnie z Anną i Romanem Kuterą, oraz Leszkiem Mrożkiem grupę "Działań lokalnych". Blisko współpracowałem z galeriami "Remont", "Mała" w Warszawie, "Sztuki Najnowszej" we Wrocławiu, z "Labiryntem" w Lublinie, z "Warsztatem Formy Filmowej" w Łodzi, galerią "Znak" w Białymstoku, z wieloma artystami skupionymi w ruchu kontekstualnym i bliskimi mu. W 1979 bytem Visiting Professor na uniwersytecie Calgari, w1985 w Nova Scotia Colage of Art. Kolejne swoje książki o sztuce, wydałem za granicą, po angielsku, nie mając (niestety po dziś dzień) możności wydania ich we własnym języku. Dokładniejszą informację o swojej działalności zamieszczam na końcu katalogu.
Jak widzę z obecnej perspektywy sztukę kontekstualną, której tezy sformułowałem 20 lat temu i które rozwijałem w swej twórczości i kolejnych publikowanych książkach i artykułach? Na ile życie potwierdziło moje ówczesne diagnozy? Mówiłem, że stałe przyspieszenie zmian jakie zachodzą we współczesnej cywilizacji powoduje, że pojęcia i wartości stają się coraz to bardziej wieloznaczne. Żyjemy w świecie znaków, które tracą związek z tym co mają oznaczać. Przedmioty i sytuacje nabierają dla nas znaczenia dopiero gdy odbieramy je w jakimś określającym je kontekście. Utrwalony podział na świat sztuki i rzeczywistość nieartystyczną zanika. Wszystko może być sztuką. Decyduje kontekst, sytuacja artystyczna, taka jak wystawa, muzeum, festiwal, informacja w piśmie czy książce.
Postmodernistyczne simulacrum, znak znaku, w którego lustrze odbija się inny znak; powierzchnia za która nie kryje się realny świat, a jednocześnie jak nigdy dotąd uzależnienie sztuki od kontekstu Art Worldu - to jedna strona procesu, który anonsował kontekstualizm.
A jednocześnie to uzależnienie artysty od kontekstu postawiło nas w zupełnie odmiennej sytuacji niż kiedyś. Nie tworzymy obiektów fizycznych ani idei - nie musimy tego robić - zajmujemy jedynie pozycję wobec nich. Tym co przekazujemy to nasza postawa wobec... Sztuka przestaje być raz na zawsze ustalonym bytem; staje się byciem w danej sytuacji. Granicą między byciem sztuką a byciem banalną rzeczywistością, między naturalnym a sztucznym stała się umowna. Podobnie umowna stała się granica między mną jako artystą a mną jako człowiekiem: między artystycznym i nieartystycznym działaniem.
To co stało się ze sztuką stało się również z kulturą: stała się ona zbiorem norm, wartości, reguł jakimi posługuje się społeczeństwo we wzajemnej komunikacji. Everything goes - mówił Fayerabend - wszystko stało się relatywne. Sztuka współczesna, jako ta najbardziej wrażliwa część kultury jedynie o tym informuje...
Jeżeli wszystko jest dopuszczalne, to wybór kontekstu, w którym chcę zaistnieć i wybór postawy jaką zajmę należą do mnie jako artysty. Jest to moja wolność, wolność na własne ryzyko. Dlatego tak wielu z nas usiłuje uchwycić urwaną smycz, obarczyć ryzykiem innego. I jeszcze parę słów o tym co chciałem pokazać na tej wystawie. Oczywiście, że nie wszystko co robiłem w ciągu tych 20 lat. Nie byłoby to możliwe. Większość z moich prac miała programowo efemeryczny charakter; powstawały dla określonego kontekstu i w tym kontekście były odczytywane. Nie lubiłem pokazywać tego samego w różnych miejscach, ale jeżeli już to robiłem, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy, zmieniałem to biorąc pod uwagę nową sytuację. W jakimś sensie robię to i teraz. Patrzę na historię minionych 20 lat teraz, z tego miejsca.
Nie pokazuję gotowych obiektów ani rzeczy ani nawet idei. Nie interesuje mnie to. Pokazuję jedynie swoje postawy, sytuacje, własne reakcje. Jeśli dotykam spraw społecznych, co czasami mi się zdarza, nie wynika to z góry przyjętych założeń, lecz z faktu że żyję w określonym kontekście, który jest zawsze, w jakimś sensie, kontekstem społecznym. Ponieważ demonstruję swoje postawy i ujawniam własne reakcje czasami miewam kłopoty, ale nie zawsze. Nie bytem ani nie jestem specjalistą od instalacji, performance, używania fotografii, czy tekstu. Nawet gdy używałem pędzla - choć nie robiłem tego zbyt często w ciągu ostatnich 20 lat - było to dla mnie, jak wszystkie inne, tylko medium, środkiem do przekazania czegoś, a nie rzeczą samą w sobie.
Statyczność wystawy nie pozwala mi na pokazanie preformance, co było dużą częścią mojej działalności. Bardzo lubię jego efemeryczność i bezpośredniość. Jest jak życie, a to interesuje mnie najbardziej.
Zaczynam od Manifestu Sztuki jako Sztuki Kontekstualnej, zachowując stylistykę tamtych lat, ale dokonując koniecznych dla wystawy skrótów. W układzie wystawy staram się, jeśli to możliwe, pokazać i chronologię i podziały na zagadnienia, które w pewnym okresie zajmowały moją uwagę. Te problemy zazwyczaj nie ja wymyślałem, lecz specyficzny kontekst czasu i miejsca.
Co z tego wyniknie na przyszłość? Tym razem zgadzam się z artystą Karabakianem ze "Śniadania mistrzów" - nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie wiem i nie chcę wiedzieć do czego doprowadzi to kuszenie Świętego Antoniego przez szatana we mnie i w innych.
•   drukuj - 3 str.   •